lipca 15, 2018

,,splot słoneczny'' Tomasz Jastrun- opowiadania z błyskiem nadziei.

,,splot słoneczny'' Tomasz Jastrun- opowiadania z błyskiem nadziei.




Czytaliście kiedyś coś, przy czym wszystkie wasze nerwy, mięśnie i iskierki w brzuchu drżały? Coś tak prostego, jednocześnie nowego i świeżego, czym chcielibyście delektować przez kolejne 500 stron, mając zaledwie 208 do dyspozycji? Ostatnie dni były dla mnie ciężkie, żadna lektura nie potrafiła mnie zatrzymać przy sobie na dłużej. Gdy przeczyta się masę książek, przegląda nieustannie napływające nowości do księgarni, czujemy, 
że zaczyna przytłaczać nas powtarzalność i monotonia, która jest wszechobecna w oferowanych współcześnie pozycjach. Stajemy się wymagający. I nie zawsze łatwo nam dogodzić. Tak ostatnio było ze mną. Opowiadania Jastruna wpadły mi w ręce przez przypadek. Obserwowałam tę książkę już jakiś czas, gdy natrafiła się okazja, pod wpływem impulsu i braku większej sumy pieniędzy niż 30 zł- kupiłam. I nie żałuję. 

,,Im dłużej żyjemy, tym bardziej jesteśmy przywiązani do życia, to jak z narkotykiem- im dłużej go bierzemy, tym trudniej go odstawić. Dlatego młodzi najczęściej popełniają samobójstwa, a starzy trzymają kurczowo życia do samego końca''.


Sama nie wiedziałam czego rzeczywiście chce. Czy potrzebuję przygody zmyślonej, pełnej wątków fantastycznych, absurdalnych sytuacji, prawdziwej historii opartej na faktach by poczuć autentyczność przekazu? 
Nie wiedziałam czy chcę by towarzyszył mi letni romans kochanków, obraz miłości bez granic. A może zdrady i wyrzeczenia? Dostając zbiór tych 49 krótkich opowiadań, dostałam wszystko. To na co nie mogłam zdecydować, to o czym nawet nie pomyślałam. Plexus solaris, splot trzewny, mózg brzuszny- tutaj, splot słoneczny dał mi mnóstwo okazji do refleksji. Częścią z nich pragnę właśnie tutaj podzielić. 

,,Nawet nie zazdrościłem jej młodości, miałem przecież kiedyś swoją, wyczerpała mi się, ale tak jest zawsze. Nie zazdrościłem jej przyszłości, każda przyszłość ma w sobie wiele bólu.''


Dla mnie czymś szczególnym jest to jak autor kręci swoje historie w obrębie różnych, czasem bardzo odległych problemów. Począwszy od miłości, niespełnienia, przeznaczenia i rodzinnych konfliktów. Daje nam wachlarz wielu, anonimowych postaci, nie do końca idealnych i z cudownymi perspektywami. Czy ich historie są wiarygodne? Myślę, że nie muszą takie być. To tło ma dawać wskazówki. Jastrun nie oszczędza wątków absurdalnych jak w opowiadaniu ,,Prosto z nieba'' bądź ,,Spinacze''. 
Opowiadania są bardzo odważne. Kierują nas na najgorsze z cech ludzkich, które są wyolbrzymione tylko po to, by były jeszcze bardziej czytelne. To co nas wstrząsa, czasem najmocniej trafia. I tak tutaj jest. Gdyby przyszło mi powiedzieć kilka słów o każdej historii, myślę, że mogłabym poświęcić temu przynajmniej osiem wpisów. Ale tu nie o to chodzi. 

Dużo osób z góry uprzedza się do opowiadań. Dla mnie to doskonała forma, ponieważ nie lubię długo ciągnących się serii, które z czasem mi się nudzą. 
A napisać dobre opowiadanie, które zapadnie w pamięć pomimo tego, 
że zawiera się ono na dwóch stronach- nie jest łatwe. Myślałam, że niemożliwe. Tutaj ta niebanalność muska każdą stronę, zdanie i przesłanie. 

O tej książce myślę, że jeszcze będzie głośno. Myślę, że to  dopiero początek. Czas oddziela coś wartego uwagi od chwili prestiżu i dobrej reklamy. 
Mam nadzieję, że tak też się stanie. To dowód, że nasi artyści to dobre pióro, na miarę świata. Bo w prostocie jest urok. Za tym tak bardzo tęskniłam. Jeszcze nie zdążyłam ochłonąć po przeczytaniu tej książki, kilka opowiadań zaznaczyłam by nieustannie do nich wracać. Dobra odmiana dla znudzonych tym co oferują aktualnie księgarnie i portale. Nie bójmy się eksperymentować!


,,Zresztą oboje byliśmy już jak zimne puste naczynia. Co było, nie miało większego znaczenia, a co będzie, znaczyło równie mało.''


CleoSev

czerwca 15, 2018

,,Dzień ostatnich szans''- miłość najdoskonalszym z leków. Podobno.

,,Dzień ostatnich szans''- miłość najdoskonalszym z leków. Podobno.
Choroby nie są już tematem tabu. Dużo czasu, przez ostatnie lata, poświęca się schorzeniom na tle psychicznym. Jednak nie zapomina się o tym, 
co trawi też nasze ciało i jaki ma to wpływ na naszą duszę. Historia choroby jak i sama choroba,  o której mowa w książce są zmyślone. Na sam koniec, autorka w przypisie wspomina, że hipergruźlica nie istnieje. Jednak nie zapominajmy, że gruźlica owszem. 

Moja babcia miała gruźlicę, wiem jak wygląda przebieg tej choroby. Mity, że w dzisiejszych czasach nikt na to nie, choruje to brednie. Pomimo moich biologicznych spaczeń, nie przeszkadzało mi, że czytam historię wyimaginowanej choroby i zmyślonego ośrodka. Skupiłam się na tym, po co autorka w ogóle tworzy coś co nie miało miejsca. Odpowiedź jest prosta. 
By nie skupić się na samej wiedzy naukowej o przebiegu i konsekwencjach schorzenia, lecz na jego wpływie na życie młodego, dorastającego człowieka, zmuszonego opuścić dom i swoje życie by zmierzyć z procesem leczenia. 
Czy autorce się to udało? O tym już za chwilkę. 




Książka podoba mi się pod względem kompozycyjnym. To jest istotne, pokazanie perspektyw dwójki nastolatków z odmiennymi priorytetami. 

Może ich zaloty są tutaj trochę dziecinne, złamane serce 13-latki, którą wystawił chłopak na potańcówce kolonialnej, to nie jest powód by chować nie wiadomo jaką urazę. Nie lubię wyolbrzymionych uczuć. Tutaj wątek miłosny odgrywa dość istotną rolę. Latham, w którym znajdują się nastolatki chore na gruźlicę, to idealne miejsce na rozwój miłostek między pacjentami ośrodka. Nie chcę spoilerować tego co dzieje się w powieści. Ale powiem bez ogródek, wątek uczuciowy jest tutaj piętą Achillesową. Zakończenie powieści pokazuje, że wypowiedziane słowa ,,kocham cię'' ze strony bohaterów,
w pokoju numer 6 gdzie mieszkał Lane były przerysowane. Myślę, że jeśli autorka chciała pokazać to, że gdy coś nam przydarza, nie koniecznie musi trwać wiecznie ale nadal może być czymś pięknym w naszej głowie, nie musiała od razu rzucać ( kolokwialnie mówiąc ) z grubej rury wyznaniem miłości. Powinna zostawić to wspomnieniem nastoletniej, przelotnej miłości. To taki rzucający się mi w oczy mankament. 


Jednak co do choroby, bo to o niej głównie miała być książka. Tego na początku nie jest za wiele. Mam wrażenie czasem, jakby choroba była tak już mocno zakorzeniona w te młode organizmy, jakby stała się już tak istotną częścią ich życia, że przestaje być zauważana. Dużą uwagę autorka przywiązuje do opisywania bólu fizycznego, jaki gruźlica odciska na nastolatkach. Myślę, że to ważny element. Pokazywanie ograniczeń jakie spotykają chorych na gruźlicę. 

Końcówka książki przykuwa większą atencję. Gdy zabierałam się do lektury, historia wydawała mi się mdła, z czasem rozwinęła się na tyle, że doczytałam ją do końca. Były dwa wątki które mnie może nie zaskoczyły, 

ale usatysfakcjonowały. Dla nich było warto dokończyć lekturę. 

Przyznam się, że troszkę się wzruszyłam. Potraktowałam książkę dość osobiście. Starałam się jak najlepiej tylko potrafię, wejść w życie i sytuację bohaterów, dlatego koniec lektury był naprawdę przykry. Taki jaki lubię i za jakim ostatnio tęskniłam. 

Myślę, że Robyn Schneider zrobiła kawał dobrej roboty. Nie jest to wymagająca lektura ale jak na książkę dla nastolatków, starająca poruszyć dość istotny problem. Jak już sięgać po młodzieżówki, to tylko tego pokroju. 

,,Jak bardzo się pomyliłam. Rzeczy chwilowe wcale nie mają mniejszej wartości, bo w życiu nie chodzi o to, jak długo coś trwało, tylko że się wydarzyło. [...].''

CleoSev

czerwca 04, 2018

#sobota(dla)Poety [3]

#sobota(dla)Poety [3]
Żeby nie było-kobiety też piszą i to wcale nienajgorzej. Ich wrażliwość na miłość i krzywdę ludzką są nieocenione w kreowaniu poezji. Do tej pory skupiłam się na mężczyznach, dzisiaj czas otworzyć skrzynkę poetycką jednej z najbardziej znanych i cenionych, polskich poetek- Wisława Szymborka, to ona jest dzisiaj bohaterem. 

,,Już zbyt wiele się stało,
co się stać nie miało,
a to, co miało nadejść,
nie nadeszło.''



,,Kobieta skromna, czuła. ''- tak jest opisywana przez tych, którzy ją poznali. 



Rok 1996 był jej rokiem, to wtedy zdobyła literacką Nagrodę Nobla. O tej kobiecie mało kto nie słyszał. Każdy kojarzy jej wiersz ,,Nic dwa razy''. Jej tomiki obiegły całą Polskę i teraz w nowych, odświeżonych wersjach podbijają księgarnie i serca młodych czytelników. 


,,Żaden dzień się nie powtórzy, 
Nie ma dwóch podobnych nocy, 
Dwóch tych samych pocałunków, 
Dwóch jednakich spojrzeń w oczy. ''



Jest to kobieta, która stroniła od rozmowy na temat tego, jaki jest sposób na sukces poetycki. Ona tworzyła i dzieliła się tym z innymi. Jej życiorys jest rzeczywiście bujny i warty uwagi. Podobno kochała zwierzęta a najbardziej małpy. Jej dziwactwa są jej urokiem. Uwielbiam ciekawe i pozornie przerysowane postaci. Niektórzy dla sławy i chęci wyróżnienia tworzą swoją postać. Kreują każdy element by być wyjątkowym. Jej wyjątkowość jest w tym, że ona nie robiła nic na siłę. Po prostu była unikatowa. I jedyna w swoim rodzaju. 


,,Coś się tu nie zaczyna 

w swojej zwykłej porze. 
Coś się tu nie odbywa 
jak powinno. 
Ktoś tutaj był i był, 
a potem nagle zniknął 
i uporczywie go nie ma.'' 


Moja przygoda z Szymborską rozpoczęła się, gdy byłam w podstawówce. Pani rozdała nam wiersze, których recytacji mieliśmy się nauczyć. Siedziałam całe dnie ucząc wiersza, którego nie rozumiałam. Szukałam recepty na to, by zrozumieć autorkę. Wtedy po raz pierwszy sięgnęłam do biografii pisarki. ,,Gawęda o miłości ziemi ojczystej'' to nie jest mój ulubiony wiersz Szymborskiej. Ale to on i pani od języka polskiego naprowadzili mnie na twórczość artystki, która z czasem odegrała istotną rolę w pojmowaniu przeze mnie poezji.  

,,Ziemio ojczysta, ziemio jasna,
nie będę powalonym drzewem.
Codziennie mocniej w ciebie wrastam
radością, smutkiem, dumą, gniewem.
Nie będę jak zerwana nić,
Odrzucam pusto brzmiące słowa.
Można nie kochać cię - i żyć,
ale nie można owocować.''



Tracąc natchnienie podczas wieczornych prób sklecenia kilku słów na rozprawkę, zaglądałam do swojej podręcznej teczki ,gdzie trzymam wiersze poetów, którzy może mnie nie inspirują, bo to złe określenie, są moją ścianą, o którą mogę się oprzeć. Myślę, że Szymborska nie chciała być żadnym wyznacznikiem jakieś mody i dobrej poezji. Myślę, że chciała stać z boku i patrzeć na świecące oczy ludzi, którzy biorą do ręki to co stworzyła i czytają, próbują zrozumieć w skupieniu. Największym komplementem dla artysty może być cisza i skupienie odbiorcy, jego wdzięczność za te kilka słów, które nie muszą zmienić życia ale mogą je poprawić, choćby na chwilę. 

A tak na zakończenie:

Niektórzy lubią poezję
Niektórzy –
czyli nie wszyscy.
Nawet nie większość wszystkich, ale mniejszość.
Nie licząc szkół, gdzie się musi,
i samych poetów,
będzie tych osób chyba dwie na tysiąc.

Lubią –
ale lubi się także rosół z makaronem,
lubi się komplementy i kolor niebieski,
lubi się stary szalik,
lubi się stawiać na swoim,
lubi się głaskać psa.

Poezję –
tylko co to takiego poezja.
Niejedna chwiejna odpowiedź
na to pytanie już padła.
A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego
jak zbawiennej poręczy.


CleoSev 

maja 13, 2018

Odświeżenie bibliotecznych miłości. C.Lackberg ,,Kamieniarz''

Odświeżenie bibliotecznych miłości. C.Lackberg ,,Kamieniarz''
Ostatnimi czasy zaniedbałam się w prowadzeniu bloga. Jak nie łatwiej nawet skomentować to określeniem- wyłączyłam się z blogosfery. 
Wszystko to jest spowodowane, moim naprawdę dużym, zamieszaniem związanym z maturą. Nie potrafię pisać i czytać w stresie, mając na głowie dość istotne egzaminy. Teraz jestem na półmetku mojej maturalnej ścieżki, trochę postanowiłam upuścić ciśnienie i odświeżyć swoją dawną, książkową miłość jaką jest ,,Kamieniarz'' z cyklu C.Lackberg. 
Dlaczego akurat ta książka? Przecież poprzedzają ją naprawdę świetne części, ,,Księżniczka z lodu'', ,,Kaznodzieja''. Jednak to ,,Kamieniarza zapamiętałam jako ten najbardziej poruszający dla mnie tytuł. 

Już dawno temu postanowiłam, że saga ta musi koniecznie pojawić się w mojej biblioteczce. Lata mijają a książek nie widać. Po raz pierwszy kontakt z autorką miałam 7 lat temu. Pokochałam jej twórczość od pierwszej strony. Byłam wtedy bardzo zaprzyjaźniona z kryminałem, dlatego ceniłam sobie dobre pióro. Co do fabuły: 
Morderstwo 7-letniej dziewczynki. Wydaje się to już tematem niejednokrotnie poruszanym. Śmierć małego dziecka budzi silne emocje ze strony czytelnika, porusza za serce i sprawia, że w głowie kreujemy okrutną charakterystykę mordercy. Bo któż o zdrowych zmysłach i wrażliwości, byłby w stanie skrzywdzić dziecko?

Istotnym elementem dzieła, jest wplecenie wątku historycznego, który mi osobiście przypadł do gustu. On odciąga nas na chwilę od tej zbrodni, dając wskazówki. Przede wszystkim ma to na zadaniu zbudować napięcie, w jej przypadku doskonale stopniowane. 


Nie brakuje tutaj również wątku fabularnego. Dla tych co po raz pierwszy słyszą o tej serii, wychodzę z pomocą. Przez wszystkie części widzimy rozwijającą się relację pomiędzy Eriką a Patrickiem, Zachowany jest tu pewien porządek, pokazana ewolucja ich relacji, miłości i pewnego rodzaju zmiany. 

Camilla doskonale wie, co chciała stworzyć. Pokazuje to nie tylko ,,Kamieniarz'' ale również poprzedzające go książki. Późniejsze dzieła według mnie tracą na jakości. Może jest to wynikiem mojego spaczenia.
Nie lubię na siłę ciągnąć jakieś serii. Pewne rzeczy muszą się skończyć, dlatego według mnie saga mogłaby spokojnie skończyć na ,,Niemieckim bękarcie''. 
,,Kamieniarza'' czytałam trzykrotnie. Nie żałuję, bo za każdym razem 
w podobny sposób, przeżywałam sytuacje wykreowane przez autorkę. Dlatego dla tych co są zaskoczeni istnieniem tej pozycji, radzę nadrobić zaległości. 

CleoSev

marca 30, 2018

,,Half&half''

,,Half&half''





To będzie coś nowego. Dlatego z góry ostrzegam, że jedynie bardziej tolerancyjni przetrwają do końca recenzji. O mandze w Polsce słyszy się coraz więcej. Niektórzy z góry nie pozwalają jej trafić do siebie, odrzucając ją argumentami, że to historyjki dla dzieci. Jednak w znajdą się tacy sympatycy, co z przyjemnością zbierają i czytają nawet serie posiadające 50+ tomów.  A przyznam, że nie jest to tania pasja. Ja początkowo też wzbraniałam przed rozpoczęciem przygody z tymi pełnymi rysuneczków książkami, jednak na mojej drodze stanęła osoba, która mnie pasją zaraziła. Może nie zbieram regularnie kolejnych, nowych to serii, ale mam swoje ulubione, które czytam i delektuje. 
Co dzisiaj? Half&half. Jednotomówka od Waneko, która od samego początku, okładką, kreską i historią przyciągnęła mnie do siebie. 

Jest to świetna manga na początek. 
Cały urok jednotomówek jest w tym, że nie trzeba zbierać fortuny by zakupić całą serię i dowiedzieć jak skończyła historia bohaterów dopiero w 67 tomie. Zawsze mnie zastanawiało, gdzie to wszystko mieścić? Mam zaledwie w sumie 30 tomów, różnych mang a zajmują mi one jedną sporą półkę. Dlatego taka jednotomówka, to świetny sposób na sprawdzenie, czy rzeczywiście mangi są dla nas. Myślę, że jednak z mangą jest jak z książkami, poznając jedną historię, czasem płytką i bezwartościową, nudną, nie można się zrażać. Gdybym rzuciła czytanie, przez jedną beznadziejną pozycję to z pewnością nie prowadziłabym tego bloga. Trzeba szukać czegoś dla siebie. Gdzieś coś takiego na pewno znajdzie i zapewniam, że manga również może dostarczyć nam ogrom emocji. 




Co do historii w ,,Half&half'', to rozwija się ona bardzo dynamicznie. Nie ma tu czasu na szczegółową charakterystykę postaci. Ważne jest to co im się właśnie wydarzyło. Młoda dziewczyna Yuuki postanawia popełnić samobójstwo i skacze z dachu, przypadek chciał, że właśnie w tym momencie ulicą przechodził młody chłopak, który również staje się ofiarą. Po śmierci oboje trafiają przed oblicze Boga. Ten daje im szansę i pozwala im wrócić jeszcze na chwilę na ziemię, jednak ma on swoje warunki. Nastolatkowie mają siedem dni na podjęcie decyzji, kto z nich ma umrzeć, a kto zostanie przy życiu. Zmuszeni są do spędzania ze sobą czasu, pomimo różnych ciał są jednością, czują to co druga osoba. I choć początkowo wydaje się, że sprawa jest prosta, w końcu to Yuuki wykonała samobójczy skok, to wszystko zaczyna komplikować. Dziewczyna zmienia zdanie. Chce nadal żyć. 

Musicie przyznać, że pomysł jest naprawdę świetny. Nadający na scenariusz dobrego filmu. Późniejsze strony pokazują ich wspólnie spędzone siedem dni. Żyją razem i myślę, że nie jest to zaskoczeniem- zakochują się w sobie. Teraz podjęcie decyzji staje się coraz bardziej trudne. Wybór pomiędzy chęcią życia i szczęściem na ziemi a nową, świeżą miłością i strach przed jej utratą. 

Ja osobiście czułam duże napięcie. Czułam upływające dni, które zdawały się zmierzać do nieuniknionego. I w końcu nieustannie gdzieś we mnie było pytanie, jaką decyzję podjął autor, kogo pozbawił życia? 

Koniec mangi mnie nie rozczarował. Nie jest ona dziełem sztuki, bo przyznam się szczerze, że najbardziej zaskakujące historie jakie czytałam to właśnie te w mangach i chyba nic mnie już nie zaskoczy. Pomimo tego wszystkiego, byłam naprawdę zdumiona zakończeniem. 
Dynamiczna i świetnie zbudowana akcja, piękna kreska, bardzo przyjemna i lekka dla początkujących czytelników. No i niebanalna historia miłosna, w której można odnaleźć ciężar poświęcenia i samotności młodego człowieka. Dużym pozytywem dla mnie jest brak strachu ze strony autora, do uśmiercania postaci. Robią to bez wahania. Kiedy tylko mogą. Nie sądziłam, że można przyzwyczaić do postaci z mangi. Jednak wchodząc w historie bohaterów staje się to bez znaczenia. Jesteśmy w centrum przygody razem z postaciami, czasem nawet czując się jakbyśmy to my byli tymi głównymi bohaterami. 

,,Half&half'' to świetnie wykreowana historia, z uroczym wątkiem miłosnym, niezobowiązująca. Gdy już ktoś pozna świat mangi i anime, nie będzie to pozycja, która na dłużej zostanie w jego sercu jednak ja jestem tutaj by razem z wami raczkować w świecie japońskich książeczek. Manga ta to takie odzwierciedlenie romansu nastoletniego, w znanym dla nas świecie książek. Daje przyjemność, pobudza serce na chwile a potem staje się jedną z wielu tego typu historii. 

Może są tu jacyś fani mangi i anime? 

CleoSev

marca 19, 2018

,,Po wsze czasy'' czyli dobre i polskie.

,,Po wsze czasy'' czyli dobre i polskie.
Zacznę od tego, że z góry sceptycznie podchodzę do polskich pisarzy. Staram się nie uprzedzać, jednak czuję pewien niepokój. Nie ufam im. 
Mam wrażenie, że za bardzo chcą być jak ci zachodni, tracąc przy tym autentyczność.  Pani Iwona Menzel jednak jest nadzieją na to, że będę czuła się bezpieczniej dostając książkę polskiego autora. ,,Po wsze czasy'' to kolejna pozycja, która była dla mnie nie małym wyzwaniem. Książka historyczna oklejona fabułą, potrafi skraść serce, ale również zawieźć.  
 Jak było w tym przypadku?

,,No cóż, trafienie na właściwego mężczyznę było niczym wyciągnięcie losu z główną wygraną na loterii. Życie nagle nabierało rozmachu i blasku jak we francuskich romansach. Cilly najwyraźniej przypadł szczęśliwy los i miała  francuski romans na co dzień. Augusta swój los zgubiła. Musiała zadowolić się lekturą.'' 

Iwona Menzel przedstawia historię kobiety, niemieckiego pochodzenia, która wychodząc za starszego znaczenie od siebie mężczyznę, zmuszona jest wyjechać na wieś. Augustyna nie może odnaleźć w nowym i obcym miejscu, świat fantazji jest jedynym ratunkiem dla młodej i zagubionej duszy. Stara się ona poznać miejsce w którym przyszło jej spędzić życie, szczególnie interesuje ją zamknięty od prawie pół wieku pokój z mundurem poległego w powstaniu listopadowym Franciszka. Kobiety chyba lubią fantazjować o tym co odległe 
i nierealne. Same w ten sposób skazują na cierpienie i tęsknotę. To naiwne. Jednak czasem jest to jedyny ratunek przed szaleństwem. 

Myślę, że sam wątek romansu nie jest tu najistotniejszy. Warto zwrócić uwagę na czas akcji. Powstania o których czytamy już w utworach Żeromskiego i Prusa. Pani Iwona Menzel ukazuje Białystok po upadku powstania styczniowego. Jest to ponury i biedny krajobraz. Podobne zdanie o nim miała sama bohaterka. Bardzo ujmują mnie opisy życia codziennego mieszkańców. One rysują nam tło akcji, urzeczywistniają książkę i historię, przez co nie jest ona jedynie historią młodej kobiety, pogrążonej we własnych myślach i wewnętrznych pragnieniach. 

Jest to kolejna książka z historyczną fabułą, która pokazuje czarne strony małżeństwa młodych kobiet, ze starszymi od siebie mężami despotami. Nie doceniamy tego jak wielkie mamy szczęście, że to od nas zależy kogo wpuścimy do swojego łoża. Komu oddamy swoje serce. 

Tak jak mówiłam, książka mnie miło zaskoczyła. Jednak to nie było coś, 
co poruszyło mnie z krzesła. W każdej książce staram się jednak znaleźć coś godnego uwagi. Myślę, że w tej takich elementów nie brakuje. Warto, naprawdę warto mieć ją w swoim dorobku. Pozory mylą, ja już to wiem. 


Dziękuję wydawnictwu MG za tę przyjemność spędzenia kilku nocy 
w towarzystwie uroczej bohaterki z ,,Po wsze czasy'' I. Menzel. 






Cleosev




marca 14, 2018

Mój pierwszy romans z Jojo Moyes

Mój pierwszy romans z Jojo Moyes


,,Jeśli pozwolę sobie cię kochać, ta miłość mnie pochłonie. Nie będzie niczego oprócz ciebie. Żyłabym w ciągłym strachu, że zmienisz zdanie. A gdybyś je zmienił, umarłabym. ''

Jest to książka, która skradła moje serce od pierwszej chwili. Odkąd zobaczyłam okładkę, przeczytałam o czym jest historia przedstawiona przez Jojo Moyes, pierwszej zarwanej nocy czytając rozdział za rozdziałem. 
Nie łatwo ująć mnie historią miłosną i nielicznym się to udaje. Często czytamy o miłości nieszczęśliwej, burzliwej, namiętnej. 
Jednak autorka w tym przypadku pochyla się nad jeszcze jednym rodzajem uczucia- miłości zakazanej i oblanej skandalem. Z niecierpliwością czekałam na premierę, a gdy nadszedł ten dzień a książka wpadła w moje ręce, to ociągałam się z jej przeczytaniem. Dlaczego? Jest to książka, którą warto przyjmować dawkami, gdy złapiemy za nią raz, pragnąc mieć to za sobą, nie poczujemy autentyczności tej historii. 

,,Możesz go lubić, jeśli musisz, moja miłości, ale nie kochaj go. Proszę - nie kochaj go.''

Historia wydaje się być prosta. Perspektywa dwóch kobiet, które dzielą lata. Jednak coś ich łączy- jedna kocha mężczyznę, który jest żonaty, druga zakochuje pomimo tego, że jest już mężatką. Czasem potrzebujemy spojrzeć na życie innych by naprawić swoje, równie popaprane. Autorka ściąga naszą uwagę na sylwetkę i postawę trzech postaci. To oni tu kreują historię. 

Zazwyczaj jest tak, że gdy pojawia się dwóch mężczyzn zabiegających 
o kobietę, to jeden z nich bardziej staje się przychylny czytelnikowi. 
W tym przypadku muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Wielka, nagła i gwałtowna miłość babiarza i cwaniaczka Anthony'ego nie do końca mnie przekonuje. Mężczyzna wymaga od kochanki pozostawienia wszystkiego co dotychczas wybudowała wraz z mężem i oddania się mu. To heroiczny gest. Tylko nie dla niego, lecz dla niej. Jenny wiele ryzykuje, zna wcześniejsze podboje Anthony'ego, wie również o jego zamiłowaniu do zdobywania zajętych już kobiet, jednak czuje się przy nim szczęśliwa, zaczyna rozumieć, że to co łączy ją z mężem nie jest więzią, którą udało jej się zbudować 
z kochankiem, pomimo tego krótkiego czasu. Z drugiej strony postawa Laurence'a, który wydaje się, że traktuje swoją żonę jak własność, powód  do dumy, obiekt reprezentatywny i jego najlepsza wizytówka. 
Dba on jedynie o to, by Jenny nic nie brakowało, gwarantując jej życie o którym nie jedna kobieta marzy. Zapominając o tym, że to nie jest najważniejsze. Brakuje pomiędzy nimi spontaniczności i młodzieńczego szaleństwa a przecież są młodym, rozwijającym małżeństwem. 
Parą z rozsądku. Kochankami na papierze, trwających w pozornej miłości. 

Gdy jednak Jennifer chce podjąć ryzyko i opuszcza męża, ulega wypadkowi. Amnezja sprawia, że wszystko co wydarzyło przed wypadkiem jest jej nieznane. Nie pamięta ona zarówno swojego męża jak i kochanka. Powoli zaczyna stawać na nogi, próbuje wrócić do życia, która wiodła przed wypadkiem. Próbuje poznać samą siebie od nowa. 

Książka ma sporo elementów wartych uwagi. Wszystko jednak kręci się wokół zdrady. To ona zaburza ład i dotychczasowe życie bohaterów. 
Ona wywołuje kłótnie, ból ale również daje szansę na nową, prawdziwą miłość. Jojo Moyes doskonale pokazuje proces zdrady w małżeństwach, który toczy się latami, zaczynając od oziębłości, braku wolnego czasu dla siebie, rozmowy i przede wszystkim zrozumienia. Miłość Jenny do Anthony'ego nie wzięła się bez powodu. Gdy kobieta nie widzi miłości 
w oczach swojego mężczyzny, będzie szukała jej gdzie indziej. 

Słowem klucz w tej książce są listy. Listy, które są dowodem tej namiętnej
i rozwijającej miłości kochanków.

 Bardzo mocno przeżyłam historię opisaną w ,,Liście do kochanka''. Czułam się jak Jennifer, która sama nie wie, która z dróg jest tą właściwą a przede wszystkim tą, która da jej szczęście. Jest to wybór pomiędzy dobrobytem materialnym i stabilizacją jaką zapewnia jej Laurence a spontanicznością uczuć, troską Anthony'ego. Gdy czytamy książkę moglibyśmy pomyśleć, że ta kobieta jest naiwna, niezdecydowana i niedojrzała. Ja jednak myślę, 
że wybór jakiego miała dokonać był jednym z najtrudniejszych jakie kiedykolwiek przyszło jej podejmować. Bo czy po kilku spotkaniach można powiedzieć: ,,Tak, to jest ten którego chcę.''? Potrzebowała czasu, którego Anthony nie chciał jej dać. Wywierał presję, która zaczynała budzić w niej wątpliwości. Rozsądek zaczął walczyć z tym co czuje. 

,,Rozmawiali tak jak ludzie w pociągu, zwierzający sekrety życia przypadkowym towarzyszom podróży; gdy niekłopotliwa bliskość opiera się na milczącym porozumieniu, że pewnie nigdy się już nie spotkają.''

Jaki był finał historii? To chyba było dla mnie najbardziej bolesne, bo spodziewałam czegoś innego, miałam naprawdę nadzieję, że wszystko będzie tak jak sobie zaplanowałam. Był to mój pierwszy romans Jojo Moyes i po tej lekturze sądzę, że nie ostatni. Lubię historie, które są dla mnie intymne, indywidualne i poruszają pewną strunę wewnątrz mnie. Książka ta nie poruszyła struny, ona zagrała pełną melodię w moim sercu dając mi naprawdę kilka wieczorów pełnych smutku, radości i zadumy. 
Nie żałuję, że przekonałam do romansu, bo wiecie co? To świetna sprawa. Będę musiała spróbować ponownie wejść w świat kobiecych, literackich fantazji. 

Może ktoś z was również ma za sobą przygodę z ,,Listem do kochanka''? Może czytaliście inne książki autorki? Z przyjemnością poczytam co polecacie. 

CleoSev



marca 10, 2018

Magia olewania- czy rzeczywiście jest taka magiczna?

Magia olewania- czy rzeczywiście jest taka magiczna?
Powinnam powiedzieć, że jestem mistrzem olewania. Maturzyści mają w naturze zostawiać wszystko na ostatnią chwilę- tak, chodzi mi tu o naukę. Jednak dużą umiejętnością jest wyselekcjonować rzeczy dla nas istotne i ważne od tych, które nic w nasze życie nie wkładają. Ciężko jest zostawić ludzi, którzy nas ranią, są dla nas problemem. Bo jak można z dnia na dzień rzucić pracę, olać snobistycznych znajomych i po prostu pójść zrobić coś co się lubi np. poczytać książkę. Ta książka miała być nauką : ,,Jak przestać spędzać czas, którego się nie ma, z ludźmi, których się nie lubi, robiąc rzeczy, których się nie chce.'' 
Czy rzeczywiście tak jest? 


Tego typu książki bardzo szybko wpadają w moje ręce. Zawsze mam nadzieję, że otworzą one moje horyzonty i skłonią do refleksji, która do rozwoju jest nam niezbędna. Żyjemy w bardzo intensywnym tempie, nakładana jest na nas presja z którą nie zawsze umiemy dać sobie radę. Myślałam, że książka będzie dla mnie lekarstwem na ciągłe zamartwianie i analizowanie rzeczy błahych, że pozwoli mi przejąć kontrolę nad swoim życiem. Rozczarowałam się. 
Plusem tej książki jest z pewnością jej oprawa graficzna. Ciekawa, minimalistyczna okładka która przyciąga uwagę takich sympatyków jak ja. Jednak rady, których zaczerpnęłam nie stały się dla mnie odkrywcze. 

Według autorki lekarstwem na wszystko jest pozostawienie tego co nas unieszczęśliwia i złości. Czy rzeczywistość jest taka prosta? Nie wydaje mi się. Nie wyobrażam sobie rzucić szkoły, sprzedać wszystko co mam w domu 
i kupić stertę książek, liczyć na to, że miłość do nich zapewni mi pieniądze 
i stabilizacje. Człowiek jest pełen sprzeczności, robimy rzeczy których nie znosimy, by dzięki nim mieć możliwość robić to co kochamy. Tego autorka nie wzięła pod uwagę. 

Kilka dni zastanawiałam się czy rzeczywiście zrozumiałam przesłanie autorki. Może to prowokacja? Chęć pokazania, że przecież wszystko jest banalnie proste, tylko my mamy w naturze wszystko komplikować. Myślę, że najlepiej czytać ,,Magię olewania'' z pewnym dystansem. Sarah pokazuje swoje świadectwo przez co książka powinna wydawać się nam bardziej wiarygodna. Jednak to jeden przypadek na milion, że marzenia, o które się zawalczy stają się rzeczywistością. 

Dlatego kochani, zostańcie przy swojej pracy, nie wyrzucajcie do kosza ciuchów, w których aktualnie nie chodzicie, a nuż może moda jeszcze wróci ? Nie usuwajcie połowy znajomych z Facebooka. Kto wie? Może mężczyzna,
z którym teraz nie rozmawiacie kiedyś będzie waszym mężem? Olewanie to nie jest jedyny sposób na szczęście i sukces. Czasem potrzebna jest pokora 
i dystans. Tego najwidoczniej trzeba nauczyć się samemu, ,,Magia olewania'' nie da nam na to odpowiedzi. Może nawet żaden poradnik nie jest na tyle mądry, by jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, rozwikłać nasze problemy które przez lata kolekcjonujemy. 

Ktoś z was może również czytał ,,Magię olewania''? Jakie są wasze wrażenia? 

Cleosev  


marca 03, 2018

#sobota(dla)Poety [2]

#sobota(dla)Poety [2]

Są poeci, o których słyszeliśmy na lekcjach polskiego i nie chcemy już do nich wracać. Dlaczego? Szkoła upraszcza obraz, o który artyści dbali i który swoim piórem pielęgnowali. Stawiamy ich na piedestale nie rozumiejąc tego, dlaczego powszechnie uważani są za wybitnych. Próbuję przełamać ten gorzki obraz i dość odważnie na celownik biorę wszystkim dobrze znanego poetę, którego wiersze wojenne łapią za serce, dają źródło wiedzy o wojnie 
i kreślą nam obraz uczuć człowieka, który przeżył piekło- Krzysztof Kamil Baczyński, mój ulubieniec XX wieku. 



Otom szary od pyłu tylu wieków,a zawsze na osiodłanej chmurze.To sny te miasta wołające: "Człowieku!",to rzeczywistość: kiedy oczy zmrużę.Otom tak w drodze długiej zmalał,że sam ledwo widzę swoją postać.Tylko dudnią szkice elementarnej chwały.Śmierć mi wszystkie drogi zarosła.I coraz mniejszy jestem - jak gwoździk,ostatni gwoździk - mówią - do własnej trumny.Trzeba aż tyle nocy płakać z głupotyi teraz dopiero - mówią - rozumny?


Nie zamierzam streszczać życiorysu Baczyńskiego. Każdy już w gimnazjum miał z nim styczność a ,,Elegia o ... [chłopcu polskim]'' jest wszystkim dobrze znana. To naprawdę interesująca sylwetka, młodego i odważnego artysty. Nikt z nas nie potrafi sobie wyobrazić życia w czasach wojny 
i okupacji. Poeta maturę zdał w 1939 roku, miał duże szansę na wyjazd za granicę ale został początkowo w kraju ze względu na śmierć ojca i oczywiście wybuch wojny. W bardzo młodym wieku musiał wziąć na siebie ciężar bycia dorosłym mężczyzną, który musi opiekować owdowiałą matką, jednocześnie mając przeświadczenie, że powinien bronić kraju w którym się zrodził. Może wydawać się, że to zbyt wiele jak na 18-letniego chłopaka. Zawsze miałam wrażenie, że jest on doskonałym patronem młodych, aspirujących artystów. Jego utwory są dojrzałe, pełne świadomości czasów, w których żyje ale jednocześnie budzące niepokój. Baczyński wierzy w nadchodzącą katastrofę 
i obraz jej przywołuje w większości utworów. 

,,(...) Tylko ze świerków na polu zwisa
głowa obcięta strasząc jak krzyk.
Kwiaty to krople miodu - tryskają
ściśnięte ziemią, co tak nabrzmiała,
pod tym jak korzeń skręcone ciała,
żywcem wtłoczone pod ciemny strop.
Ogromne nieba suną z warkotem. 
Ludzie w snach ciężkich jak w klatkach krzyczą.''  

Takie słowa wychodzące nawet z pióra dorosłego, świadomego mężczyzny nasycają lękiem. Nie jest to jednak zaskoczeniem, obraz który kreśli 
w naszych czasach może wydawać się brutalny i przerażający, musimy jednak wiedzieć, że czasy w których żył Baczyński takie były- 
okrutne i niesprawiedliwe. Są jednak te piękne i budzące nadzieję utwory, które możemy zawdzięczać muzie Baczyńskiego-  Barbarze Drapczyńskiej. To dowód na to jak miłość może oczyścić duszę z lęków, chodź na moment być powodem do stworzenia czegoś pięknego. Baczyński napisał ,,Niebo złote ci otworzę...'' co jest słodko-gorzkim erotykiem do ukochanej. Momenty pożądania, miłości i chęci przeżycia pięknych chwil z miłością swojego życia odgrywają się w cieniu wojny i krwi przelewanej na ulicach. Znając twórczość poety widzę, jak bardzo przeżywał wszystko co działo się wokół niego. Powstanie Warszawskie niosło ze sobą nadzieję na zmianę losu Polski, ale nie dla Krzysztofa. Poeta poległ już w czwartym dniu powstania, od kuli niemieckiego snajpera. Los tragiczny biorąc pod uwagę, że miał on wtedy zaledwie 23 lata. 



Smutne są drzewa, kiedy w dłoniach słów                
deszcz tylko został, długie są drogi, kiedy brak mi słów na drogach prostych. Pęki mdłych kwiatów więdną w cieniach snu na brudnej ciszy. Ciężkie są noce. Na pylonach snu krew mnie kołysze. W mocnych fontannach bezgranicznych barw szarość uwiędła. Noc znów przekwitła w korytarzach barw na jasnych pędach. A skrzydła ptaków jak ostatni dar więdną na wietrze. A do mej śmierci jak ostatni dar jest tylko przestrzeń.






Mam słabość do młodych poetów. Ujmuje mnie ich świeżość 
i nieumiejętność sztucznego kreowania rzeczywistości tylko 
dlatego by wzbudzić sympatię odbiorców. Pomimo tego,  że czasy w których 
przyszło żyć Baczyńskiemu nie były momentem, 
który zagwarantował mu rozwój to w jego poezji czuć wolność. 
Wolność o którą  chciał wywalczyć. Mój ulubiony cytat autora? 
Bez chwili zawahania mogę powiedzieć, że ten: 



Cleosev



lutego 25, 2018

Miłości nigdy za wiele...podobno.

Miłości nigdy za wiele...podobno.
Na moim blogu ostatnio o miłości jest sporo postów. Jakoś przypadkiem wyszło, że każda książka bądź poezja na jaką trafię jest przesycona miłością. Jednak nie narzekam, na chłodne i śnieżne dni przyda nam się trochę ciepła, może to pozwoli nam nie zapomnieć o tym, że wiosna już niebawem i wtedy wszystko będzie już przyjemne i pozytywne. Dzisiaj na celowniku pojawia się ,,Pamiętnik'' i ,,Miłość, po prostu'' artysty nie przez wszystkich znanego, może nawet większość czytelników łapie się za głowę i zastanawia gdzie ja go znalazłam. Natrafiłam na niego przypadkiem i z ciekawości , pod wpływem impulsu zamówiłam jego dwa dzieła. Z początkowymi problemami 
z dotarciem tych książek do mnie, nerwami i poirytowaniem, przesyłka dotarła. Nie chciałam czytać ich od razu, byłam zła na Żurnalistę (jeśli to czytasz, to przepraszam) ale gdy moja złość opadła wzięłam się za lekturę.  Moje odczucia? 

Duże chapeau bas za spójność obu pozycji. Jedna jest kontynuacją drugiej przez co widzimy ewolucje uczucia mężczyzny. Albo bardziej stałość jego uczuć. Adresatką każdego utworu, w każdym tomie jest jedna, ta sama kobieta. 
Aniu, wiedz, że ten facet serio Cię kocha, mogę nawet pokusić o stwierdzenie, że ma obsesję na twoim punkcie. Zazwyczaj tomiki poezji zbierają emocje autora na przestrzeni lat, adresatami są różni kochankowie przez co widać różnorodność uczucia, to ile barw może mieć miłość a wszystko zależy od osoby którą darzymy tym uczuciem. Sama piszę od lat, gdy spojrzę na stare wiersze 
o moich dawnych miłościach i te które dotyczą aktualnej miłości to widzę jak bardzo się zmieniłam. Kocham inaczej. Tutaj tego nie ma. Kobieta jest ciągle ta sama. Wiersze są króciutkie i jedne lepsze drugie gorsze a nawet pokuszę o określenie- tandetne. Ale jak sam autor pisze w wierszu ,,kontrast'' : 

,,Czasami piszę słabe wiersze, byś mogła docenić te lepsze.''

 Może Mickiewicz to nie jest, do Herberta mu trochę brakuje nawet mizerny Norwid jest lepszy, to ja mimo wszystko bardzo cenię sobie otwartość pana Żurnalisty. Ja nie mam takiej odwagi by ujawnić to co stworzyłam. Bardziej od poezji ujęła mnie jego proza, pomiędzy wierszami można znaleźć świetne teksty- coś na miarę listów, opowiadań. Pomimo banałów one wydają mi się bardziej autentyczne i prawdziwe. Śledząc oba tomy widzimy jego historię, może nie pokazuje on swojej twarzy ale kreśli ją dając nam to słowo które napisał. Ciężko jest oceniać poezję. Nie ma lepszej i gorszej, jest jedynie taka, która albo do nas przemawia albo nie. Istotna jest dla mnie oryginalność i pomimo pozorów, że temat miłości w poezji został już wyczerpany to ja myślę, że niektórzy artyści zaskakują. Żurnalista na swój sposób również. 

Ostatnio śledząc jego poczynania zauważyłam, że ma już coś nowego 
i świeżego do zaoferowania. ,,Źródło'' to kontynuacja tej serii i jestem potwornie ciekawa co się tam znajdzie. Zadbam by znalazła się u mnie na półce i podzielę z wami wrażeniami. Jeśli ktoś z poezją zaczyna, 
to Żurnalista na pewno świetnie was wprowadzi w klimat. On ma w sobie coś wyjątkowego, tylko jeszcze nie umiem tego opisać. 

Może ,,Źródło'' przyniesie mi odpowiedź. 

do Was
Podobno piszę smutne wiersze,
a widziałaś kiedyś szczęśliwego poetę?

Cleosev




Copyright © 2016 (Nie)banalne przygody literackie , Blogger